Porady

o rodowodach czyli rasowy=rodowodowy!!!
źródło: internet oraz własne doświadczenia i przemyślenia.
RODOWODOWY CZY BEZ PAPIERÓW???
W tej bardzo ważnej kwestii należy coś postanowić na samym początku, jeszcze przed zakupem kota.
Osobiście zawsze, odradzam kupowanie zwierząt „bez papierów”, albo z dokumentami różnych domorosłych, dysydenckich „rejestrów”, które ostatnimi laty zaczęły wyrastać niczym grzyby po deszczu.
Wbrew powszechnie panującej opinii, rodowód wystawiony przez organizację felinogiczną to nie tylko świstek papieru z wypisanymi imionami przodków. Gdyby tak było, faktycznie można by z niego zrezygnować.
W praktyce jednak rodowód jest rodzajem gwarancji udzielanej przez hodowcę. Gwarancji, że sprzedaje on zwierzę rasowe, którego przodkowie na wiele, wiele pokoleń wstecz byli kotami rasowymi, a co za tym idzie mieścili się w standardach rasy pod względem eksterieru i charakteru.
Wiele osób, które kupują kota, który po prostu ma być, nie ma zamiaru uczestniczyć z nim w wystawach, nie ma zamiaru go rozmnażać i zadaje pytanie: po co w takim razie mam przepłacać?
Chociażby po to, by mieć pewność, że nowo nabyte kocię po kilku miesiącach wyrośnie na przedstawiciela rasy, którego jak zapewniał hodowca-kupiliśmy.
Często, zbyt często, bywa, że kupując kota „rasowego ale bez rodowodu” kupujemy tak naprawdę zwierzę z grubsza tylko przypominające jakąś rasę, często możemy kupić kota chorego, w złej kondycji, z wadami genetycznymi, zarobaczonego, zapchlonego. Bywa, że koszt leczenia takiego zwierzęcia i doprowadzenia go do jako-takiego stanu, przekracza koszt zakupu kota z rodowodem z profesjonalnej hodowli.
Skąd więc tak naprawdę bierze się cena, jaką płacimy za zwierzę z rodowodem?
Wydatki związane z prowadzeniem hodowli zaczynają się na długo przed narodzinami pierwszego miotu. To cena zakupu kotki hodowlanej (nie każdy znajduje odpowiedni materiał do dalszej hodowli w Polsce, bywa, że kota sprowadza zza granicy, czasem z innego kontynentu), koszty jakie hodowca ponosi w związku z uczestnictwem w wystawach (nie tylko krajowych ale i zagranicznych), koszt odpowiedniego żywienia i utrzymania kotki i przygotowania jej do macierzyństwa (dobrej jakości karma, szczepienia, odrobaczenia, często też badania pod kątem chorób przenoszonych genetycznie). Do tego dochodzą jeszcze koszty krycia (w przypadku krycia wartościowym kotem wcale nie takie małe), koszty dojazdu do reproduktora , następnie koszty utrzymania ciężarnej i karmiącej kotki, koszt lekarza w przypadku komplikacji, wreszcie koszt samego odchowania miotu: czyli znów dobrej jakości karma, preparaty witaminowe, kilkukrotne odrobaczanie, szczepienia, czipowanie… opłata za wydanie rodowodów dla kociąt, to zaledwie kropla w morzu tych wydatków.
Biorąc pod uwagę zaangażowanie hodowców kotów rasowych w prowadzoną hodowlę i jakość zwierząt, które sprzedają, wielotygodniową dbałość o kotkę i jej kocięta, nie należy oczekiwać, że owoce swojej pracy sprzedawać będą za „pół-darmo”.
Warto jednak zauważyć, że w każdym miocie zdarzają się kocięta bardziej i mniej obiecujące, stąd często ceny kociąt nawet w obrębie jednego miotu bywają różne. Są również hodowcy, którzy oferują możliwość nabycia kocięcia już wykastrowanego/wysterylizowanego (bądź z aneksem o sterylizacji w umowie kupna), tzw. „pet quality” za znacznie mniejsze pieniądze, niż to ma miejsce w przypadku kocięcia przeznaczonego do dalszej hodowli.
Jeśli więc chcemy kota „bo tak”, nie mamy odpowiedniej wiedzy i doświadczenia felinologicznego, nie dysponujemy czasem i funduszami na prowadzenie hodowli, to czemu nie skorzystać? I wilk syty i owieczka cała, tylko chleba z tej mąki nie będzie, jak się kiedy komu zechce pseudohodowlę rozkręcić…
RODOWODOWE MITY
Poniżej pokrótce odnośnie różnych bzdurek powielanych czy to przez pseudohodowców, czy to przez różnej maści expertów tematu:
1. Jak się ma kota z rodowodem to trzeba jeździć na wystawy.
BZDURA. To czy ktoś ma ochotę, czas i pieniądze wozić się z kotem po świecie, czy też woli schować rodowód do szuflady, to tylko i wyłącznie jego decyzja.
2. Nie ma rodowodu bo był siódmy, dziesiąty czy piętnasty w miocie.
BZDURA. Żadna organizacja fenologiczna jak i kynologiczna nie ma „limitów” na ilośćkociąt/ szczeniąt w miocie, którym wystawia rodowód.
3. Kocięta nie mają rodowodów, bo rodzice nie jeździli na wystawy.
BZDURA. Właściciel nie ma ŻADNEGO obowiązku jeździć z kotem na wystawy. Wystarczy tylko, że rodzice posiadają rodowód oraz osiągnęli odpowiedni wiek hodowlany, zostali przebadani przez lekarza weterynarii i zostali zarejestrowani w związku felinologicznym, wówczas ich potomstwo również otrzyma rodowód. To czy potomstwo będzie wybitne, czy tylko ledwie przeciętne, zależy wyłącznie od doboru hodowlanego, jakości wybranych kotów do hodowli i aspiracji samego hodowcy, na pewno jednak będzie to potomstwo RASOWE=RODOWODOWE.
4. Kocięta nie mają rodowodów, bo cyt. „Polska tej rasy nie uznaje”.
BZDURA. To nie żart, spotykam się z takimi teoriami , nie wiedzieć czemu jest to jedno z najczęstszych tłumaczeń pseudohodowców. Tak, tak… to „Polska” (tzn. że co? Głowa państwa, minister jakiś czy może cały naród na głosowaniu?) uznaje czy jakaś rasa istnieje czy nie?
5. Kocięta są bez rodowodu, bo za rodowód się dużo płaci.
BZDURA. Jedna z moich ulubionych bzdurek, również często powielana.
Tak, tak, rodowody dla kociąt to prawdziwa fortuna: na chwilę obecną rejestracja miotu w związku wynosi 25 zł od jednego kocięcia, czyli w przypadku miotu liczącego 4 kocięta jest to coś koło 105 pln za cały miot z kosztami przesłania zgłoszenia pocztą. Faktycznie ogromne pieniądze…
Worek dobrej karmy kosztuje 2 razy tyle.
Więc skąd się biorą koty bez rodowodu?
Nie oszukujmy się, jeśli rodzice rodowodów nie mają, to kociętom się ich nie wyczaruje.
Wreszcie: to popyt reguluje podaż, a nie na odwrót.
Wystarczy moda na jakąś rasę, a już znajdą się pseudohodowcy próbujący dorobić sobie tanim kosztem i wypuszczający „podróbki” marnej jakości, niewiele mające wspólnego z oryginałem. Nie oszukujmy się, my Polacy naród prosty i ubogi, nie mamy ani tradycji felinologicznych, ani wiedzy na temat planowej hodowli kotów, na tle nawet naszych południowych sąsiadów wypadamy bardziej niż marnie w kwestii naszej świadomości czym tak naprawdę jest zwierzę rasowe… do tego kochamy podróbki (ach te wszystkie buciki i kurteczki marki ADIDOS) i brzydzimy się zdobywaniem wiedzy wszelakiej, wolimy raczej żyć w błogiej nieświadomości rzeczy (żeby nie rzec inaczej), dumni z siebie, że oto przyoszczędziliśmy stówkę czy dwie, a kotek WYGLĄDA PRAWIE JAK WHISKASOWY… cóż, „prawie” robi różnicę.
Dopóki będą ludzie gotowi płacić za kundelki (nie ważne że takie same albo i lepsze można mieć za darmo z fundacji, schronisk i azylów), dopóty pseudohodowcy będą je mnożyć.
RODOWÓD-METRYKA-CERTYFIKAT…ale o co chodzi???
Na wstępie nieco wyjaśnień i definicji:
Rodowód:
dokument wydany przez organizację/stowarzyszenie felinologiczne, poświadczający, że dane zwierzę należy do danej rasy. Rodowód zawiera pełne informacje na temat pochodzenia kota i jego przodków. W zależności od organizacji, wydawane są rodowody 4- 5- pokoleniowe. To, że na rodowodzie widzimy tylko 4 czy 5 pokoleń przodków nie oznacza, że wcześniej była „czarna dziura” – organizacje felinologiczne prowadzą księgi rodowodowe od kilkudziesięciu lat, tj. od czasu gdy większość współczesnych ras powstała w swej ostatecznej postaci, wtedy to też, opracowano pierwsze wzorce ras.
Po prostu, wielkość kartki papieru ogranicza fizycznie liczbę przodków, jakich jesteśmy w stanie na niej wypisać – przodkowie Ci jednak figurują na zawsze w prowadzonych księgach rodowodowych.
Rasa:
grupa osobników należących do tego samego gatunku, która jest w stanie reprodukować się, konsekwentnie zachowując te same cechy, przy uwzględnieniu takich czynników jak środowisko, historia, geografia, użytkowość. Ponieważ jednak mechanizm przekazywania cech jest taki, iż pojawiają się pewne odchylenia od normy, dlatego też w celu uniknięcia nadmiernych różnic, czy wręcz faktycznych modyfikacji względem pierwowzoru, a także by uściślić kryteria oceny, stworzono wzorce (standardy) ras.
Podsumowując: rasa to grupa zwierząt tego samego gatunku, o tych samych cechach, powstała w wyniku celowej hodowli i jest to grupa zwierząt o wiadomym i udokumentowanym pochodzeniu (dokumentowanym praktycznie od momentu powstawania rasy).
Organizacja felinologiczna/stowarzyszenie felinologiczne:
organizacja/stowarzyszenie o uregulowanym statusie prawnym, posiadająca statut, regulamin, władze organizacji, prowadząca bardziej czy mniej rzetelne prace badawcze z dziedziny felinologii i propagujących swe osiągnięcia poprzez regulowanie hodowli kotów rasowych (system tzw. ocen hodowlanych), tworzenie i modyfikację wzorców ras kotów oraz inne formy (np. publikacje prasowe).
I tak sobie powstają rasy nowe lub nie, jak grzyby po deszczu.
Osobny wytwór stanowią tzw. Rejestry, ostatnio bardzo modne, zwłaszcza jeśli przyjrzeć się ogłoszeniom na przeróżnych portalach typu allegro.
Tutaj nikt nie zakłada Ksiąg Wstępnych, nikt nie bawi się w regulaminy ani tworzenie wzorców ras. Bo i po co? W rejestrze może zostać zarejestrowany każdy, dosłownie każdy kot, pochodzenia nieznanego, kreując w ten sposób nowy „lokalny” standard pseudorasy.
Jaka jest wartość rodowodów czy przeróżnych certyfikatów z takich rejestrów?
Żadna, no może poza sentymentalną. Nie są one honorowane nigdzie, przez żadne szanujące się organizacje felinologiczne i w zasadzie pożytek z nich taki sam jak z papieru toaletowego.
Stanowią one za to dla pseudohodowców świetny pretekst do windowania ceny kociąt do kwot wręcz absurdalnych.
Bo trudno nie mówić o absurdzie, jeśli płacimy tysiące złotych za kota z bezwartościowym papierkiem, wydrukowanym w domku przez pana X, co to sobie rejestr założył, podczas gdy takiego samego kundelka (z takim samym pochodzeniem nieznanym) możemy mieć ZA DARMO ze schroniska czy azylu.
O ile jednak wyciągnięcia kociaka z przytuliska jest gestem wielkiego serca, o tyle zakup kota z pseudoświstkiem od pseudohodowcy, co najwyżej może świadczyć o ignoranctwie, nadmiarze gotówki, tudzież naiwności potencjalnego właściciela…
Ktoś zapyta: to po kiego grzyba te wszystkie rejestry jak wartość tego i tak żadna?
Jak zawsze w takim przypadku: jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie do interesu, tj. rejestru czy jak zwał tak zwał, dokładał. Co za tym idzie cała ta mniej lub bardziej uczciwa papierologia kosztuje. 50zł, 100zł… zależy jak leży.
Pseudohodowca płaci za pseudopapierki, bo sobie to zrekompensuje wielokroć na cenie kociąt, naiwny kupuje, bo papierek i wydane niemałe pieniądze dowartościowują i podnoszą samoocenę, a rejestr zarabia. I wszyscy się cieszą.
Następnie szczęśliwy nabywca mnoży swojego kundelka z certyfikatem z ów rejestru, bo przecież tyle zainwestował i zwrócić się musi, szuka kolejnych jeleni do zakupu i kółeczko się zamyka.
A genetyka? Dobór hodowlany? Wiedza felinologiczna? Leżą i kwiczą, bo któż by sobie takimi bzdurami głowę zawracał…
Tutaj czary nie działają, tak samo jak nie działają w naszym starym dobrym Związku felinologicznym.
PSEUDOHODOWCA –kto to taki???

Poniżej definicja hodowli:
Hodowla to celowa działalność człowieka zmierzająca do poprawienia założeń genetycznych zwierząt oraz poprawy ich cech charakteru i fenotypowych.
W zakresie hodowli zamyka się selekcja pogłowia hodowlanego oraz dobór par do rozrodu (dobór hodowlany). Wobec powyższego hodowla ma na celu poprawę wartości hodowanych zwierząt z pokolenia na pokolenie, tak aby uzyskiwać egzemplarze coraz doskonalsze pod względem pożądanych cech.
Ponieważ w żadnej rasie zwierze w 100% idealne nie istnieje, stąd wieloletnie dążenia hodowców do tego, aby kolejne pokolenia hodowanych przez nich zwierząt jak najbardziej do tego ideału przybliżyć.
A teraz do rzeczy: jak poznać prawdziwego hodowcę?
1. Jest zrzeszony w legalnie działającej organizacji felinologicznej.
2. Rozmnaża wyłącznie rasowe=rodowodowe zwierzęta z uprawnieniami hodowlanymi.
3. Bada swoje zwierzęta pod kątem chorób przenoszonych genetycznie.
4. Doskonale orientuje się w standardzie, historii i użytkowości rasy, którą hoduje.
5. Stanowi kopalnię wiedzy w kwestii rodowodów i pochodzenia swoich kotów: dysponuje szeregiem informacji na temat przodków swoich zwierząt, ich walorów, ale też ewentualnych chorób i wad dziedzicznych.
6. Nie sprzedaje wszystkich szczeniąt z miotu, zawsze zostawia „coś” na przyszłość – jego praca hodowlana opiera się przecież na kolejnych pokoleniach wyhodowanych przez siebie zwierząt.
7. Kryje po to, aby coś poprawić, stara się wyhodować kocięta przynajmniej tak dobre, jeśli nie doskonalsze niż rodzice, bowiem tylko postęp hodowlany nadaje hodowli sens.
8. Potrafi udokumentować osiągnięcia swoich zwierząt.
9. Zajmuje się hodowlą w trosce o zachowanie czystości rasy.
Kim jest więc pseudohodowca?
1. Nie jest członkiem żadnej organizacji felinologicznej.
2. Sprzedaje zwierzęta w typie, bez rodowodu.
3. Nie przeprowadza badań weterynaryjnych swoich kotów.
4. Nie orientuje się dobrze w standardzie rasy, którą niby sprzedaje.
5. Zapytany o pochodzenie swoich kotów zaczyna coś mętnie kręcić.
6. Dużo mówi o zaletach i osiągnięciach swoich kotów, ale nie potrafi w żaden sposób ich udokumentować.
7. Nie gwarantuje pomocy jeśli z jakichś przyczyn właściciel nie będzie w stanie dłużej się nim opiekować.
8. Szuka jakiegokolwiek kota do pokrycia swojej kotki – aby blisko i im tańszy, tym lepszy.
9. Sprzedaje wszystkie kocięta z miotu – w końcu wyprodukował je tylko po to: sprzedać i zarobić.
10. Próbuje pozbyć się kociąt – im szybciej tym lepiej.
11. Utrzymuje koty w złych warunkach, karmi byle czym, byle jak, nie orientuje się w kwestii prawidłowej opieki weterynaryjnej.
12. Zachwala nietypowe lub wadliwe umaszczenie jako „rzadkie” i żąda wyższej ceny.
13. Sprzedaje koty na bazarach, giełdach i targowiskach. Ciągle ogłasza się w prasie lub na portalach aukcyjnych.
14. Nie zadaje żadnych pytań – interesują go tylko pieniądze.
Już wiesz kto to taki, pseudohodowca?